Joanno , na sto listów, dziewięćdziesiąt pięć zaczyna się od podobnego zdania. Nie ufam sobie, a pan powiedział, aby w takiej sytuacji napisać. Dalej pojawia się opis braku zaufania i tego jak piszący widzi swoją sytuację życiową. Najczęściej w czarnych, beznadziejnych kolorach. Jeśli teraz odpowiem na pytanie „jak zaufać sobie”, problem zniknie dla większości piszących. Niestety, nie mam złudzeń, moje słowa nie będą miały mocy sprawczej, tak samo, jak nie ma jej dziesięć przykazań. Ale przynajmniej spróbuję.
Pojęcie zaufania do siebie odkryłem dopiero na spotkaniu z Daviden Neenanem . Byłem wtedy już po czterdziestce. To znaczy, że przeżyłem, być może więcej niż połowę życia, aby zdać sobie sprawę z istnienia takiego pojęcia. Wiedza o sobie i świecie a rozumienie to dwa różne doświadczenia. Można wiedzieć ale nie rozumieć. Rozumienie płynie z doświadczenia. Trudno mi powiedzieć czy zaufanie do siebie jest natury intelektualnej, emocjonalnej czy duchowej.
Skłaniałbym się jednak do tezy, że to zaufanie, które pozwala nam na zachowanie spokoju, jest natury duchowej. A to oznacza, że nie będzie je łatwo osiągnąć. Wzmacnianie ducha wymaga praktyk, które nie cieszą się popularnością. Np. medytacji, kontemplacji, modlitwy a przynajmniej chwili ciszy i zatrzymania się nad swoją osobistą rolą w świecie. Na poziomie duchowym zaufanie nieodłącznie wiąże mi się z właśnie ze spokojem ducha, płynącym z akceptacji tego co doświadczamy i z odkrytego sensu swojej egzystencji.
Dlatego przejdę do poziomu intelektualnego czyli tego, co może z zaufaniem zrobić nasz umysł. A może wiele. Po pierwsze mogę zadać sobie pytanie dlaczego to dla mnie takie ważne, abym sobie ufał? Czy kiedyś w ogóle zadawałem sobie takie pytanie? A jeśli nie zadawałem to czy moje życie było w jakimś stopniu gorsze? W którym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że sobie nie ufam i ten stan bardzo mnie męczy? Czy to oznaka zwątpienia czy dojrzałości do zadawania trudnych pytań? Warto też pomyśleć czy potrzebujemy takiej pewności przez sto procent swojego czasu? Do czego nam to zaufanie jest potrzebne? Czy jak zasypiamy, to ufamy sobie że się obudzimy?
Myślenie pomaga rozwiązać wiele problemów. Ale dopiero nowe doświadczenie potrafi to nasze dotychczasowe myślenie zmienić. Np. po maturze wszyscy którzy zdali powinni już wiedzieć że mają niezwykłą moc radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Ale czy nie zdanie powinno podważyć zaufanie do siebie? Absolutnie nie. Matura to sprawdzian pewnych kompetencji ale możemy się na niej „zakotwiczyć” i wracać do tego doświadczenia w trudnych momentach zwątpienia w swoje moce. Możemy się karmić tym sukcesem w chwilach zwątpienia. Jeśli nasze doświadczenia z maturą nie są pozytywne, to nie oznacza, że mamy się „zakotwiczyć” negatywnie i do końca życia wspierać przekonanie , że jesteśmy do niczego.
Moje podejście do życia jest hybrydowe. Tak żyję z mocą hybrydy. Korzystam z tego napędu który aktualnie jest dostępny. Czasami opieram się na duchowości a czasami na niepodważalnych faktach z mojego życia. Na wszystkim co do tej pory zrobiłem. Przypominam sobie, te chwile kiedy podejmowałem nowe wyzwania i czułem strach. A potem wracam do tych momentów kiedy już było po wszystkim , również po strachu. Wszystko mija, myślę wracając do przeszłych doświadczeń. Również strach czy brak zaufania. Ufam sobie mimo lęku. Ufam sobie bo czerpię moc ze swoich doświadczeń. Ufam sobie bo się uczę i nie płaczę trzy razy z powodu tego samego błędu. Ufam sobie bo czas, kiedy mogłem się oprzeć na zaufaniu rodziców już minął. Pielęgnuję w sobie przekonanie, że poza śmiercią nic nie może być dla mnie realną przeszkodą w spróbowaniu. Próbować mogę zawsze. Zawsze mogę być próbującym i uczącym się.
Aby zaufać sobie, trzeba odkryć, że za ten stan jesteśmy sami odpowiedzialni. Trzeba uwolnić się od poczucia, że to zaufanie płynie od innych. U dzieci tak , rodzice wspierają to miłe odczucie, ale też raczej w teorii niż praktyce. Tych rodziców, którzy mówią „zaryzykuj” zamiast „ uważaj” jest zdecydowana mniejszość. Każdy dzień to wychodzenie ze sfery komfortu. Każdego dnia zmierzamy się koniecznością podejmowania decyzji. Każdego dnia ryzykujemy. Każdego dnia odkrywamy, że trwanie w komforcie to iluzja. Każdego dnia potwierdzamy swoją naturalną moc do dokonywania zmian. Z wyjątkiem ludzi którzy doświadczyli szczególnych traum, większość z nas mówiąc, że straciło zaufanie do siebie chce pójść na łatwiznę i znaleźć proste lekarstwo na chorobę, której nikt inny poza nimi nie wyleczy. Ta choroba to strach przed odpowiedzialnością.
Nie ufam sobie bo raz mi się nie udało? Nie ufam sobie bo mylę odmowę z odrzuceniem? Nie ufam sobie bo jestem nieprzygotowany? Nie ufam sobie bo rodzice mi mówili, że się nie nadaję? A może sobie nie ufam bo litość dostaje się bez wysiłku?
Zaufanie do siebie to problem hartu ducha. Odporności na niewygodę, przeciwności, zmiany. Czy ludzie zadawali sobie pytanie o zaufanie w sytuacji kiedy nad ich głowami leciały bomby? Nie mieli czasu i głowy do takich rozważań. Dlatego, jeśli mówię, że zaufanie to największy życiowy kapitał, to mam na myśli, że płynie on z wielorakości życiowych doświadczeń. Z pracy, z determinacji w dążeniu do celów, z pomocy innym, z koncentracji na tym co ważne a nie wygodne. Z samodyscypliny i samokontroli. Z niezłomności.
Każdy z nas na swojej drodze spotkał ludzi, którzy go krytykowali, straszyli, ostrzegali, a może nawet grozili czy upokarzali. Jednak kruchość psychologiczna to mit. Człowiek jest silny. Na pewno silny duchem. Ale tylko wtedy kiedy ze strachem lub bez, z zaufaniem lub bez, podejmuje się wypełniać obowiązki. Te które wynikają z bycia człowiekiem, synem, córką, matką , ojcem, przyjacielem, szefem pracownikiem. Jak również te, które wynikają z lojalności do samego siebie. Te wynikające z własnych pragnień i marzeń. Obowiązkiem każdego z nas, jest odkryć, do czego zostaliśmy powołani i zrobić to. Wtedy zaufanie przyjdzie samo, a nawet jak nie przyjdzie, to i tak będzie to bez znaczenia.
Joanno, co o tym zaufaniu sądzisz z perspektywy własnych doświadczeń?
Jacek Walkiewicz - 2024 - Wszelkie prawa zastrzeżone.