Dostaję wiele listów z pytaniami ale również dostaję z informacjami o cudzych zmaganiach i sukcesach. Ostatnio otrzymałem od kobiety która właśnie wyszła za mąż za obcokrajowca. Nic w tym nadzwyczajnego gdyby nie to, że on jest raczej z egzotycznego kraju i otrzymanie wizy Schengen jest dla niego ( i dla niej ) sporym wyzwaniem. Poczynając od tego, że musieli natłumaczyć się milion dokumentów, aby w ogóle uznano ich ślub, który odbył się w jednym z afrykańskich państw, w którym nie ma polskich placówek dyplomatycznych. Ostatnie kilka lat życia autorki listów to ciągle zmaganie się z marzeniami i wyzwaniami. I tu dochodzę do sedna. Za każdym razem kiedy informowała o swoich nowych planach rodzina i bliscy mówili: po co ci to, czasami te pytania były dosadnie wulgarnie tj pytano czy ją nie popierdoliło. Idąc n pod wiatr, płynąc pod prąd dopinała swego i słyszała że jest niezwykła. A potem kiedy mówiła o swoich nowych planach sytuacja tj. pytania i pukanie w głowę powtarzało się. Zawodowo osiągnęła to co chciała, w podróżach poznała swojego męża i dopięła swego wychodząc za niego za mąż, i stanęła przed kolejnymi problemami jak załatwić mu wizę do Maroka, gdzie stanie na głowie aby dostał wizę do Polski. Musi znaleźć odpowiedź na pytanie: jak za to wszystko zapłacić itd. Ale mimo że ciągle idzie do przodu, po raz kolejny słyszy, że te poprzednie problemy, problemami nie były. Że to z czym zmierza się obecnie to są prawdziwe wyzwania i oczywiście wszyscy zastanawiają się po co jej to wszystko. Sam zresztą spotykam się z podobnymi reakcjami. A kiedy mówię, że to co zamierzam zrobić – zrobię, widzę w oczach bliskich bardziej strach niż podziw. Strach przed czym? Czasami też widzę nadzieję, że w końcu dostanę w dupę i przekonam się, że życie jest ciężkie a czasy coraz gorsze. Na prawdę, mimo tego, że mam na swoim koncie sukcesy spotykam się z dobrą radą: tym razem to nie to samo, co tamto poprzednie i możesz nie poradzić sobie, mówię ci to z dobrego serca. Z dobrego serca, oczekuje jeszcze że mnie mój rozmówca sponiewiera, abym miał jeszcze mniej siły do działania. Wtedy będę mógł powiedzieć, że na prawdę byłem prawie martwy a jednak ożyłem więc mój sukces jest podwójny. A jego frustracja poczwórna. A tak poważnie to tu, Joanno, dochodzę do kluczowego pytania. Dlaczego ludzie zachowują się tak jakby nasze życie ciągle zaczynało się od całkowitego zera? Zera umiejętności, zera wiedzy, zera doświadczeń i zera sukcesów. Dlaczego ci którzy znają nas od urodzenia ciągle patrzą na nas jak na niedorozwinięte istoty? Dlaczego sami nie odcinamy kuponów od tego co już za nami i ciągle boimy się tego że to co przed nami, może nas przerosnąć. Dlaczego po każdym sukcesie nie kładziemy jednego małego kamyczka aby po następnych sukcesach dołożyć kolejny i zobaczyć po paru latach jak ta góra rośnie. Wiesz, kiedy byłem w podstawówce, wszyscy prowadzili pamiętnik. Ja też. Jeden z wpisów , mojej cioci, brzmi: “Jacusiu, nie płacz gdy cierpisz, nie załamuj dłoni, idź poprzez życie wytrwale, Polakiem jesteś, a Polak na ziemi, ma kochać i cierpieć stale”. Może ci co w nas nie wierzą, i ciągle ciągną nas w dół, bardzo nas kochają i chcieliby abyśmy cierpieli? Aby nam się w głowach nie poprzewracało i aby oni mogli powiedzieć: a nie mówiłem? Co o tym sądzisz?
Jacek Walkiewicz - 2024 - Wszelkie prawa zastrzeżone.